CityTrail Poznań – uroczysta gala
Jak już wcześniej pisałem, to wszystko nie miało tak wyglądać. To miał być tylko jeden bieg, a nie pełna wrażeń przygoda.
Gdy po raz pierwszy dowiedziałem się o CityTrail, czekałem aż moja dziewczyna znajdzie dla nas mieszkanie w Szkocji, bo to tam planuję spędzić fragment mego życia. Dlatego czekając na sygnał do wymarszu skusiłem się na pierwszy bieg w tej serii, który odbył się 22 października. Na początku listopada otrzymałem wiadomość, że nasze wspólne życie mam uznać za zakończone, podjąłem więc walkę o wartości w które wierzyłem. Świadkiem tej walki był kolejny bieg serii Grand Prix w dniu 19 listopada, a już 10 grudnia, podczas trzeciego biegu wiedziałem, że walka nie odniosła skutku i dalsze moje życie musi ulec sporym zmianom. Jeszcze w tym miejscu mogłem kupić pakiet na resztę biegów, ale nie do końca byłem w stanie klarownie planować. Tak oto, całkiem przypadkiem CT stał się świadkiem ważnych dla mnie wydarzeń. Można by powiedzieć, że każdy bieg odznaczył się na mnie słojem. Dlatego dzisiejszy dzień był dla mnie tak ważny. To dziś miałem otrzymać medal, za przetrwanie tego najtrudniejszego okresu w moim życiu. Podobnie wyjątkowy był dla mnie Poznański Bieg Niepodległości, ale zważywszy na rozległość serii CT – skumulowało się tu znacznie więcej emocji.
Pierwsze biegi były dla mnie nowością. Dopiero uczyłem się jak to jest startować w imprezach, dlatego zawody przynosiły mi ciągle nowe doświadczenia. Jezioro Rusałka, dawało jednak spore pocieszenie dla trudów, oraz problemów dziejących się za kulisami mojego biegania. Pogoda przynosiła niespodzianki, a tradycyjne już błoto nie dopuszczało.
Z każdym biegiem stawałem się silniejszy i choć nie było potwierdzenia tego w wynikach, samopoczucie miałem coraz lepsze, a to akurat było dla mnie najważniejsze. Najtrudniejsze biegi miałem dwa. Pierwszy po lodzie, a drugi w błocie. Dzięki doświadczeniu w “narciarstwie zjazdowym” nabranemu podczas biegu na Dziewiczą Górę zainwestowałem w kolce. Okazało się jednak, że w Rusałkowym błocie na nic się zdają i moje asfaltowe buty robią za narty – ale tym razem wodne.
W dniu 5 lutego moje króliki ruszyły w drogę do Szkocji, gdzie miały czekać na mój samodzielny tam przyjazd. Tym samym rozpoczął się kolejny stresujący dla mnie etap – rozłąki z uszakami. Sam ich wyjazd, pełen nerwów i przygód też posypał mnie sporą dozą siwych włosów, dlatego lutowy bieg pozwolił mi nieco odreagować. Niestety bardzo szybko okazało się, że zostałem przez moją byłą partnerkę oszukany, a poprzez odcięcie kontaktu pozbawiła mnie też dostępu do moich zwierząt. W międzyczasie odszedł w ostatnią drogę jeden z moich myszoskoczków, Ragnar. Stoczyłem się więc w stronę niemałej depresji. W tym miejscu już tylko bieganie trzymało mnie w kupie.
W lutowym biegu głowa nie do końca była na miejscu, pojawiły się jednak nowe buty, które miały dać mi przyczepność i dały. Zostawiły jednak w prezencie ból pięty, z którym zmagam się do dziś. Brakowało mi jednak wyjścia. Już wkrótce czekał mnie półmaraton w Szkocji i nie miałem czasu na pranie butów po błotnej kąpieli.
Czwartego marca byłem już spięty przed wyjazdem, ale to dopiero Szkocja mimo sukcesu w półmaratonie miała przynieść kolejny cień w mojej duszy. Planowałem bowiem podczas wizyty spotkanie z moimi ukochanymi uszakami Rybką, Ączkiem i Dżunią, ale ich obecna współopiekunka udała, że nie ma jej w domu i mnie do nich nie wpuściła. Do smutku, rozczarowania, tęsknoty i bólu dołączyłem kolejne uczucie – wściekłość. Z tą ciemnością ciężko jest walczyć samym biegiem, nie miałem jednak innych na ten czas narzędzi. Dlatego ostatni wyścig 24 marca odbyłem w zasadzie poza sobą.
To co naprawdę było dla mnie ważne podczas tej całej serii CityTrail, to regularność która stała się wręcz obowiązkiem i to trzymało mnie w jakimś zrozumiałym rytmie. Drugim ważnym elementem byli moi znajomi, którzy albo witali mnie na mecie, albo spotykali przed biegiem, a czasem dopingowali na trasie. Dzielenie się tymi powierzchownymi radościami dawało ukojenie temu co działo się pod spodem.
Tak, to była dla mnie wyjątkowa droga i dziś znalazłem się na jej końcu. Mimo, że moje życie czeka jeszcze w najbliższym czasie parę zakrętów, to elementy zaskoczenia się już raczej wyczerpały. Dlatego dzisiejszy dzień był dla mnie tak ważny.
Uroczysta gala zorganizowana była w medyku i o godzinie 17:00 zaczynała się częścią przeznaczoną dla najmłodszych.
Zabawne, że już od najmłodszych lat można w nich dostrzec emocje współzawodnictwa i gesty znane tylko biegowym fotografom. Myślę, że rodziny w których sport przesiąka na dzieciaki dają im naprawdę sporo życiowej wiedzy.
Kolejne grupy wiekowe, a miny coraz bardziej zacięte i dumne.
O godzinie osiemnastej płynnie przeszliśmy do nagradzania laureatów biegu głównego, a na początek klasyfikacja generalna.
Wyjątkowa nagroda dla najstarszego biegacza przypadła oczywiście Pani Marii Pańczak, a widząc jak zbiega do sceny nie mogłem powstrzymać się od nagrania jej naturalnego entuzjazmu.
W kolejnych kategoriach wiekowych, pojawiło się naprawdę sporo biegaczy, a najliczniejszą grupą okazali się trzydziesto i dwudziestolatkowie. Mimo to czterdziestolatkowie, do których i ja się zaliczam, wcale nie byli szczególnie mniej liczni.
Sam moment wręczenia medalu, był tak szybki, że dopiero teraz, kiedy mogę chwycić go do ręki, dociera do mnie jak wielki to dla mnie skarb.
Myślę, że zgodzicie się ze mną, iż słowa wyryte na rewersie tego kawałka metalu są najlepszym prezentem jaki mogłem dziś od życia otrzymać.
Najważniejsze, że zapracowałem sobie na te słowa zmianą stylu życia i zwiększeniem swojej determinacji. Czego i Wam życzę w pierwszym i następnym kilometrze.
autor: Adrian Diego Stan
Redaktor Miłośnik fotografii, zabytkowych aparatów, motocykli i Szkocji Sporty: bieg, rower, spacer, rolki, siłownia, wędrowanie Lokalizacja: Poznań | Polska
Jak Ty ładnie umiesz oddać rzeczy słowem. Nie wiedziałam o drugim dnie Twojego biegactwa. Trzymam kciuki za oba życia: biegowe i sercowe. Ono się może nawet łączyć ?. All the best…
Wszytko co robimy łączy się w jedną całość. Współzależność uczuć może tak pomóc jak i przeszkodzić. Wszystko zależy których emocji w danej chwili jest więcej i jak umiemy sobie z nimi radzić. Ja miałem ostatnio za dużo emocji i mocno przekroczyłem swoją strefę komfortu. Jestem jednak pewien, że powietrze ruch i biegi w tym głównie CT i parkrun ułatwiły mi drogę.