14 cze

Za tydzień dwa biegi

Nie jest łatwo się ruszyć. Brakuje mi mocy, kondycji, a przez to i chęci. Skutek jest taki, że znajduję inne zajęcia zamiast się dopingować do pracy. Na szczęście wisi nade mną widmo Dziewiczej Góry i Biegu Czerwca ’56. Wczoraj udało mi się w końcu “zmusić”, bo we wtorek skończyłem pracę po 4:00 i już za nic w świecie nie chciało mi się wychodzić na dwór. Postanowiłem kicnąć 10km zaliczając przy tym parkrun freedom.
parkrun freedom to bieg, który można odbyć po oficjalnej trasie parkrun w danej lokalizacji oraz dniu, lub czasie innym niż sobota 9:00. Udało mi się go przebiec w 34 minuty i jest to mój przeciętny czas dla tej trasy. Dzięki tej próbie wiem, że nie jest ze mną tak tragicznie, ale też Panteon to jeszcze nie mój adres zameldowania. Nawet chciałem zrobić filmik z poprawy kondycji bo udało mi się wyprzedzić dwie inne osoby. Co prawda była to para staruszków, do tego kosztująca się slow motion, ale co wyprzedzenie to wyprzedzenie i zrobiłem to z wdziękiem i dynamiką. Niemniej nie mam na to dowodu bo mi się bateria wyczerpywała i musicie mi  uwierzyć na słowo.

R e k l a m a

W sumie muszę się przyznać, że nie do końca nic nie robiłem. W niedzielę postanowiłem się bowiem zmierzyć z młodzieżą… w tańcu. Tak w tańcu! Ponieważ w mojej głowie pojawiła się już w sobotę myśl, że jestem najstarszą osobą na potańcówie, następnego dnia rozwinąłem zdanie do “najstarszą osobą i co z tego”. Jako jedyny nie zszedłem z parkietu przez trzy godziny. Konkurując z dwudziestolatkami przypomniałem sobie jak sam w ich wieku zasypiałem upojony za lub pod sceną na Dziedzińcu Zamkowym i za nic nie chciało mi się wiercić po parkiecie. Wiele lat trzeba było by zmądrzeć.

Dobra wiadomość jest taka, że pięta wreszcie daje mi spokój (powoli), ale stawy po biegu na 10k trochę się zbiesiły. Na szczęście po 12 godzinach już jest lepiej.

W międzyczasie zrobiłem zakupy i mam trochę nowej chemii oraz nowe ciuchy. Wypatrujcie recenzji, które wkrótce zaczną się z tych zakupów pojawiać, bo na razie jestem zadowolony.

Wkrótce też muszę się zabrać za modyfikację roweru, ale wydarzenia ostatnich dni pozbawiły mnie wolnego czasu.

Ciekawostką i w zasadzie tym, czym obecnie żyję to nagła zmiana wagi. Ponieważ zbiegła się ona z Ethnoportem, na którym żywiłem się dość nietypowo, ale też konsekwentnie stosuję moje zielone napoje poranne.
W moim cyklu tygodniowym istnieje prawidłowość, że zaczynam od najwyższej wagi w cyklu, następnie spada do pewnego momentu. Później podskakuje na jeden dzień i na kolejny jeden znów spada, tym razem do najniższego poziomu w historii nowożytnej czyli 111,6kg. W związku z tym głównie posługuję się średnią z tygodnia i miesiąca, ale też i te najniższe rejestry są dla mnie bardzo interesujące. Planowałem przekroczyć próg 110kg już do sylwestra. Niestety plan się nie powiódł, ale też i nie mam jakiejś wielkiej presji czasu. Wychodzę z założenia, że organizm musi mieć czas by się przyzwyczajać do zmian, a są one wtedy skuteczniejsze.

R e k l a m a

W najbliższych dniach obserwacja wagi przyniesie mi odpowiedź czy za zmianami stoi życie festivalowe. Jeśli tak, można by wysnuć wniosek, że muzyka wpływa zdrowo na przemianę materii. Choć mógłbym kombinować z innymi teoriami, postaram się trzymać faktów, bo bardzo możliwe, że to działanie zielonej wody.

autor: Adrian Diego Stan

Redaktor
Miłośnik fotografii, zabytkowych aparatów, motocykli i Szkocji
Sporty: bieg, rower, spacer, rolki, siłownia, wędrowanie
Lokalizacja: Poznań | Polska

FacebooktwitterpinterestlinkedintumblrmailFacebooktwitterpinterestlinkedintumblrmail


Leave a Reply