Wreszcie pobiegałem
Stęskniłem się! Chyba najbardziej brakuje mi biegowej rutyny, wymogu rozciągania i rozgrzewek. Ale też formy obciążenia podczas biegów. Ostatnio spędziłem sporo czasu na rowerze i w zasadzie się nie skarżę, bo bardzo lubię jeździć. Ale czegoś zdecydowanie brakuje.
Od miesiąca odpoczywam od biegania i wymieniłem uczestnictwo w parkrunie na wolontariat. Zadebiutowałem na stanowisku wprowadzającego dla nowych uczestników i muszę przyznać, że funkcja ta jest całkiem fajna.
Poza tym zaliczyłem dobrą imprezę na stoperze rejestrując trzydzieści nowych rekordów życiowych znajomym biegaczom. W międzyczasie też odbyła się Cytadela by Night edycja specjalna z trzema dystansami 5, 10 i 21km.
Tutaj zająłem się wsparciem technicznym na rowerze, prowadząc grupę 5k oraz dostarczając wodę na oddaloną nawrotkę. Dzięki pośpiechowi wykręciłem całkiem dobry czas na 21k, które podobnie jak biegacze udało mi się w ten dzień pokonać.
Kolejny raz też dołączyłem do Rekreacyjnej Grupy Rowerowej bez Spiny i wybraliśmy się wspólnie na wyprawę do Lusowa. Muszę przyznać, ze rundka wokół jeziora, była bardzo ciekawa i wymagająca, a spotkanie znów przyjemne i momentami bardzo zaskakujące.
Już nieco wcześniej zaplanowałem sobie mały test i wpisałem się na sobotę jako zamykający stawkę na parkrunie. Celem było sprawdzenie jak czuje się pięta po miesiącu bez biegów. Mimo że delikatnie ją odczuwałem, nie stanowiło to dużego dyskomfortu.
Oczywiście nie miałem najmniejszych oczekiwań kondycyjnych i tętno w czwartej i piątej strefie wyraźnie pokazało jak bardzo zapyziałem przez miesiąc, mimo to psychicznie był to dla mnie zastrzyk dobrej nadziei. W czerwcu czekają mnie dwa biegi, w tym jedno wyzwanie czyli Dziewicza Góra 5k i Bieg Czerwca ’56 na 10k już spokojniej po asfalcie. Tyle że na dwa dni po wypraniu się na podbiegach Dziewiczej. Tak więc zapowiada się zabawnie. Następny tydzień moja aktywność skupi się na wydarzeniach Ethno Port Festival, ale już w kolejnym rozważam zrobienie trzech delikatnych treningów przed wspomnianymi biegami. Pomyślę. Na chwilę obecną cieszę się, że pięta zachowała się kulturalnie i nie boli mimo wysiłku. Co miłe, mimo że miałem na parkrunie kilka podejść spowodowanych tym, iż było dziś gorąco i niektórym nie udało się utrzymać ciągłości biegu (choć gdyby nie ich przerwy to na pewno sam bym w którymś momencie odpadł), to wykręciłem czas 41:15. Nie jest to więc aż tak tragiczny czas jak na mnie. Ale na długo odkładam plany połknięcia trzydziestki.
Zaraz kończy się maj i mimo braku biegów miesiąc udało mi się spędzić dość aktywnie:
Rower – 381,33 km, 18 163 kcal, 1d:03g:22m
Chodzenie – 36,78 km, 4 357 kcal, 11g:36m:28s
Rower stacjonarny – 30,00 km, 842 kcal, 1g:30m:05s
Bieganie – 4,88 km, 532 kcal, 42m:15s
Myślę, że udowodniłem sobie, że jeszcze nie czas na rentę.
Czekam też z wytchnieniem na dostawę części do roweru, które udało mi się wreszcie zamówić. Zaszalałem – koła zrobię na czarnych szprychach – Navajo się ucieszy. Jadąc ostatnio nocą z Góry Morasko rozpędziłem się do 62km/h i niestety spaliłem prądnicę, także przednia prądnica w piaście jest dokładnie tym czego mi teraz potrzeba.
autor: Adrian Diego Stan
Redaktor Miłośnik fotografii, zabytkowych aparatów, motocykli i Szkocji Sporty: bieg, rower, spacer, rolki, siłownia, wędrowanie Lokalizacja: Poznań | Polska